Maska…nasza druga twarz?

16.03.2023

Czasami w Twoim życiu pojawiają się ludzie, którzy są tylko na chwilę. I fajnie, jeśli pozostawiają po sobie przyjemne wspomnienia. Ale tak nie bywa zawsze.

Zazwyczaj „chwilówki” pozostawiają po sobie smrodek…mało intensywny, ale zawsze smrodek. Lekko przeszkadzający i ciągnący się za wątpliwej jakości jednostką. I musimy nauczyć się z tym żyć. Lub próbować z tym walczyć. Ale raczej szkoda naszej energii.

Ale o tym później.

To są zazwyczaj ludzie, którzy nabrali nas na swoje piękne słowa, wyimaginowaną rzeczywistość lub po prostu uśpili naszą czujność. Może mieliśmy na tamtą chwilę „pomroczność jasną”, może byliśmy zbyt głupi, żeby odróżnić dobro od zła…a może tak zwyczajnie nasza słabość została wykorzystana.  Niestety zazwyczaj bywa tak, ze tacy ludzie przybierają maski. Kolorowe, niczym z karnawału z Rio. Dlatego nic dziwnego, że przyciągają nas feerią barw i wabią sztucznie stworzona rzeczywistością.

I zazwyczaj dlatego nasza czujność zostaje przytłumiona i nasz siódmy zmysł zostaje na chwilę uciszony. Ulegamy urokowi i pięknym słowom. Zazwyczaj te osoby mają wiecznie przyklejony uśmiech na twarzy i pod maską serdeczności skrywają swoje mało urocze, ale prawdziwe oblicze. Powodów naszej chwilowej głupoty może być wiele. Ale najistotniejsze jest to, żeby zamknąć ten rozdział za sobą i przestać rozdrapywać. Zapomnieć, wyciągnąć wnioski i nie wracać do tematu. Potraktować to jak lekcję. Zapewne potrzeba trochę czasu, żeby ranka się zagoiła. Ale zagoi się.

I tylko mam nadzieję, że za każdym razem, kiedy na mojej drodze stanie kolejny toksyk to będę umiała może nie rozpoznać, ale uzbroić się w odświeżacz powietrza…żeby ten lekki smrodek przytłumić. Nie powiem, że w takich sytuacjach zawsze wykazuje się opanowaniem. Wręcz przeciwnie. Moja głowa zawsze w takiej sytuacji jest pełna gotowych ripost i chęci zemsty. Ale z wiekiem wzrasta zapotrzebowanie na święty spokój i dlatego odkładam ad acta moje niekoniecznie uczesane myśli. I dochodzę do wniosku, że może jednak z biegiem lat nauczyłam się trzymać swoje emocje na wodzy. Bo dlaczego mam tracić energię na rzeczy mało istotne. Pisząc ten post, doszłam jeszcze do jednego wniosku: moje wpisy są coraz częściej skupione wokół rzeczy, które mnie irytują. I nie wie, czy jest to spowodowane powolnym stawaniem się flagowym tetrykiem, czy może spowodowane jest większą spostrzegawczością. Ale to przychodzi z wiekiem.

Jak przypomnę sobie samą siebie 20 lat temu, to zapewne każdy, kto próbował nadwyrężyć moją cierpliwość, spotkałby się z moim ostrym kontratakiem. Ale z czasem dochodzę do wniosku, że wolę pewne sprawy przemilczeć. I powoli zaczęłam dochodzić do wewnętrznego spokoju. I skłamałabym, gdybym powiedziała, że w takiej sytuacji moje myśli zawsze są spokojne niczym bezludna wyspa na środku oceanu. Wręcz przeciwnie.

Na szczęście tacy ludzie staja na mojej drodze bardzo rzadko. O wiele, wiele częściej mam szczęście spotykać ludzi niesamowicie wartościowych, Takich, którzy zostają w życiu na dłużej. Takich, którzy wypełniają nasze życie radością i nowymi, bardzo przyjemnymi doświadczeniami. Ludzi, którzy napawają mnie nadzieją i wiarą w piękną część ludzkości.

A ludzi, którzy próbują namieszać w naszym życiu, zostawmy w spokoju. Niech sobie dalej podążają swoją drogą. I jeśli chcą własną życiową drogę wysypywać potłuczonym szkłem, to jest to ich wybór.

Tyle w temacie. Howgh!

blog CityJungle.pl